Posty

Prezenty

   Mówi się o prezentach, na urodziny, imieniny, walentynki, dzień kobiet, dzień chłopaka, święta, na rocznicę, na przeprosiny; sądzę, że ile ludzi tyle okazji. W pewnym momencie natykamy się na te wszystkie memy " jakby chciał to znalazł by czas", "największym prezentem jest szczerość i obecność", "przyjaźń jest wtedy, kiedy ktoś w środku nocy odbiera od Ciebie telefon i mówi, że nic się nie dzieje" i tak patrzymy na to z jednej strony wiedząc, że tak jest, z drugiej to przecież takie żałosne, wszyscy o tym wiemy, po co jeszcze o tym pisać i pokazywać całemu światu, że jest się zranionym, samotnym.....    Nie uczymy się rozmawiać tylko się odcinamy, nie uczymy się naprawiać, tylko zostawiamy, cierpliwość nam się kończy i nie potrafimy spojrzeć sobie w twarz. Jeśli się spotykamy, to przez przypadek, mijamy się jak obcy ludzie i nabijamy sobie głowy, jak można było dopuścić do takiego upadku, naszej relacji....nas samych, bo przecież to świadczy o nas, o t
 Nienawidzę - bardzo się boję tego słowa, wydaje mi się, że oznacza już taką drogę bez powrotu, skreślenie kogoś z życia, boję się używać go na głos, że ktoś będzie mnie z niego rozliczał, że będzie mnie rozliczał z relacji...  Nienawidzę, człowieka, który próbował rozbić mój związek, jednocześnie będąc najbliższą osobą mojej drugiej połówki. Nie mogę na niego patrzeć, bo zbiera się we mnie tyle zła, że nie potrafię sobie z tym poradzić, że moje ciało odmawia mi posłuszeństwa i cała zaczynam się trząść.   Wiesz, zaczęło się od swego rodzaju przyjaźni, skrócenia dystansu, pewnej formy zrozumienia. Ingerencja tego człowieka w mój związek momentami mnie przerażała, no ale przecież, to mój przyszły szwagier, to brat Miłości mojego życia, a teraz zaszło to tak daleko, że nie potrafię wypowiedzieć jego imienia, że wzdrygam się na samą myśl o tym człowieku.   Pamiętaj proszę, że nie o wszystkim się rozmawia ze wszystkimi, że ściany mają uszy i że Twoja obecność może przypominać komuś o kom

A gdyby tak zrezygnować....z życia?

     Wydawałoby się, że przy tym co przeżyłam przez swoje krótkie życie, przy tym co mnie spotkało i jak często musiałam zagryzać zęby, ciężko jest zrobić mi przykrość. Przy mojej pewności siebie, ego większym niż u niejednego macho zagiąć mnie uczynkiem? Słowem? Wręcz niemożliwe...      Pod skorupką tego super silnego i super mocnego stworzenia jestem jednak bardzo delikatną, pełna kompleksów, bijącą się z myślami istotą. Bardzo ważne jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa, pewności tego co mam i stałości....uczuć, osób...A mimo to lubię stawiać wszystko na jedną kartę, wchodzić na głęboką wodę i uczyć się pływać, łapać powietrze w trudnych warunkach.      Postawiłam na jedną kartę...chciałam się przekonać, czy jestem ważna, coś warta, czy słowo mi dane jest dotrzymywane i znów się rozczarowałam. To tragiczne wiedzieć, że ważniejsze od Twoich uczuć jest zapalenie jednego pieprzonego papierosa, sprawdzenie na ile można sobie pozwolić, w Twojej obecności, patrząc Ci w oczy. I może

Nowy rok-nowe zawirowania....

Obraz
   Kiedy powiedział, że czuł, że na ostatnim spotkaniu chciałam go pocałować miał rację, że musiałam się mocno pilnować też miał rację, kiedy przytulił mnie na pożegnanie wszystko dookoła przestało być ważne, kiedy powiedział, że czuje jakby minął tydzień, wiedziałam co czuje - czułam dokładnie to samo, a kiedy odwrócił się będąc już kawałek ode mnie i nasz wzrok był skierowany ku sobie...ale zaraz, od początku.    Rozstaliśmy się cztery lata temu, przez wiele niedopowiedzianych słów, wiele niewykonanych ruchów, przez brak walki. Za każdym razem kiedy rozmawiałam z kimś na jego temat podsumowywałam rozmowę "naprawdę świetny facet, tylko niestety nie dla mnie...."dziwiłam się sama sobie, że po takim czasie sama przywołuje go do rozmowy. Przez cztery lata widzieliśmy się raz, pół roku po rozstaniu, jak zaczęłam spotykać się z moim obecnym partnerem i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że spotkaliśmy się w "klubie" gdzie ze mną nie chciał pójść, bo On n

Czekałam, naprawdę czekałam...

Obraz
        Ponownie spotkaliśmy się po pół roku, mimo tego, że mieszkaliśmy 10 metrów od siebie tak skutecznie się mijaliśmy, że potrzebowaliśmy pół roku. To był czwartek, 25 lutego, Twoje urodziny, równy miesiąc i jeden dzień po moich. Poszliśmy do cichej knajpki, całkiem niedaleko domu i tam znalazłam swój smak....blue laguna, o mamo jak sobie przypomnę jej smak w Twoim towarzystwie  i ten czas, śmiech z Twoich żartów i powrót do rozmów o wszystkim...to takie przyjemne wspomnienie, a za razem tak niemożliwe... Znów rozmawialiśmy godzinami, jesteś chyba jedyną osobą jaką znam, która nienawidzi pisać wiadomości. To było dziwne uczucie, czekać aż zadzwonisz każdego wieczora, żeby opowiedzieć mi swój dzień. Czwartki stały się "naszym dniem" i niezależnie od pogody, humoru czy planów, w ten dzień, siadaliśmy przy naszym stoliku, w cichej knajpce, za każdym razem smakując innego trunku i wybierając swój ulubiony, a na koniec zawsze wracaliśmy do piwa i blue laguny. Było zbyt p

Pomalowane oczy, pomalowane życie

  Żyjemy w XXI wieku, w erze komputerów i miłości zaznanej przez portale randkowe, w świecie pełnym pracy, w którym wiecznie brakuje nam czasu. Zacierają się nasze dawne ścieżki, przychodzą nowe pomysły i nowy rodzaj wyznawania sobie uczuć. Wysyłamy kwiaty, kupujemy czekoladki, staramy zrobić sobie przyjemność małymi rzeczami i to działa, nie zawsze, ale często znajdujemy sposób, żeby pomóc, umilić czas lub zdobyć uczucie. Urodziłam się stosunkowo niedawno, ale na tyle dawno by nie czuć już przez moich rówieśników odtrącenia z błahych powodów, nauczyłam się rozmawiać z ludźmi i walczyć o swoje. Nie radzę sobie z niektórymi rzeczami, nie potrafię idealnie umalować lewego oka, ciężko przychodzi mi godzić się z porażkami. Upadłam już wiele razy, za każdym razem się podnoszę, mam nadzieję, że dalej będę to robić. Noszę głowę uniesioną w górze i nie wstydzę się siebie. Mam momenty załamań, a dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę co mnie leczy.... Rozmowa z mamą jest potężnym lekiem i mocno uś

Nie mam siły oddychać...

Obraz
   Chyba każdy w życiu ma taki moment, w którym uważa, że upadł i ciężko mu się podnieść. Ja upadłam....w tej chwili. Przeraża mnie to, co dzieje się w moim życiu, co mnie otacza i im bardziej jestem świadoma tego co mnie spotyka, tym bardziej boję się, że temu nie sprostam.      Z jednej strony mam ludzi, którzy mnie wspierają i których ja wspieram, to fakt, bez nich byłoby ciężko,jeszcze ciężej, a mimo to czasem czuję się tak samotna, że ich fizyczna obecność w niczym nie pomaga. Z drugiej strony przerażający jest fakt, że straciłam głos...swój własny, wewnętrzny głos, swoją siłę. Co mi da to, że na kogoś nakrzyczę, no co? Jeśli coś mi nie odpowiada, jeśli za bardzo przeszkadza no co mi to da? W czym mi pomoże wytłuczenie wszystkich wazonów czy talerzy? Wypicie butelki wina, albo zjedzenie całego tortu bezowego? Nic....      Tego, co tak bardzo ciąży, przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Nie potrafię po prostu stanąć i krzyczeć, gdzieś we mnie jest blokada, której nie umi