Posty

Wyświetlanie postów z 2018

A gdyby tak zrezygnować....z życia?

     Wydawałoby się, że przy tym co przeżyłam przez swoje krótkie życie, przy tym co mnie spotkało i jak często musiałam zagryzać zęby, ciężko jest zrobić mi przykrość. Przy mojej pewności siebie, ego większym niż u niejednego macho zagiąć mnie uczynkiem? Słowem? Wręcz niemożliwe...      Pod skorupką tego super silnego i super mocnego stworzenia jestem jednak bardzo delikatną, pełna kompleksów, bijącą się z myślami istotą. Bardzo ważne jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa, pewności tego co mam i stałości....uczuć, osób...A mimo to lubię stawiać wszystko na jedną kartę, wchodzić na głęboką wodę i uczyć się pływać, łapać powietrze w trudnych warunkach.      Postawiłam na jedną kartę...chciałam się przekonać, czy jestem ważna, coś warta, czy słowo mi dane jest dotrzymywane i znów się rozczarowałam. To tragiczne wiedzieć, że ważniejsze od Twoich uczuć jest zapalenie jednego pieprzonego papierosa, sprawdzenie na ile można sobie pozwolić, w Twojej obecności, patrząc Ci w oczy. I może

Nowy rok-nowe zawirowania....

Obraz
   Kiedy powiedział, że czuł, że na ostatnim spotkaniu chciałam go pocałować miał rację, że musiałam się mocno pilnować też miał rację, kiedy przytulił mnie na pożegnanie wszystko dookoła przestało być ważne, kiedy powiedział, że czuje jakby minął tydzień, wiedziałam co czuje - czułam dokładnie to samo, a kiedy odwrócił się będąc już kawałek ode mnie i nasz wzrok był skierowany ku sobie...ale zaraz, od początku.    Rozstaliśmy się cztery lata temu, przez wiele niedopowiedzianych słów, wiele niewykonanych ruchów, przez brak walki. Za każdym razem kiedy rozmawiałam z kimś na jego temat podsumowywałam rozmowę "naprawdę świetny facet, tylko niestety nie dla mnie...."dziwiłam się sama sobie, że po takim czasie sama przywołuje go do rozmowy. Przez cztery lata widzieliśmy się raz, pół roku po rozstaniu, jak zaczęłam spotykać się z moim obecnym partnerem i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że spotkaliśmy się w "klubie" gdzie ze mną nie chciał pójść, bo On n